Dzień szósty

Pierwszego lipca 1943 roku  pociąg osobowy wiozący  grupę  704 polskich uchodźców zatrzymał sie na stacji kolejowej Leon .  Na peronie, odświętnie udekorowanym kwiatami i flagami Polski i Meksyku,  przybyszów oczekiwała oficjalna delegacja władz miasta na czele z burmistrzem. Orkiestra odegrała hymny narodowe obu krajów.  Osłupiali Polacy płakali ze wzruszenia,  słysząc znajome dźwięki Mazurka Dąbrowskiego w egzotycznym wykonaniu miejscowych muzyków. Zgromadzone na peronie kobiety,  podbiegły do przybyszów i  czule ich obejmowały, wykrzykując coś z entuzjazmem w niezrozumiałym  dla nich języku.

W taki niesamowity sposób mieszkańcy Leon przywitali polskich tułaczy z Rosji. Dziś rano, na stacji kolejowej, która od tamtego czasu prawie wcale się nie zmieniła, spotkaliśmy się z panią Aleksandrą Grzybowicz, Walentyną Gyciuk i Franciszką Pater, które wyszły za mąż za Meksykanów i osiadły na stałe w Leon. Na stację Polki przyjechały w towarzystwie swoich dzieci, wnuków i prawnuków, które są trzecim i czwartym pokoleniem Polaków z Santa Rosa.

Wczesnym popołudniem pojechaliśmy do domu córki pani Frani, gdzie w ogrodzie mieliśmy okazję usłyszeć ich wspomnienia z pobytu w Santa Rosa. Na jednym ze zdjęć pani Walentyna rozpoznała Marię Jakubowską, która była nianią mojego taty. Pani Frania w swoim albumie miała zdjęcie z pogrzebu Polaka z Santa Rosy, ale nie wiemy czy był to pogrzeb mojego dziadka

Panie zaoferowały nam pomoc w poszukiwaniach grobu Józefa Wiercińskiego  i zasugerowały wizytę na cmentarzu San Nicolas i w katakumbach Temlo Expiatorio, gdzie chowano Polaków, oraz w miejskim archiwum.

 

 

Dodaj swój komentarz

komentarz(y)