Pani Franciszka urodziła się w 1923 r. w okolicach Lwowa . Kiedy w 1943 r. pociąg wiozący polskich uchodźców wjechał na peron w Leon postanowiła, że wysiądzie z niego ostatnia. Bała się wyjść, bała się co może ją spotkać w tym nieznanym kraju. Z wagonu przyglądała się entuzjastycznemu powitaniu zgotowanemu Polakom przez Meksykanów. Nie wiedziała, że ona również jest obserwowana. Jej przyszły mąż zobaczył ją stojąca w tym wagonie i … przepadł. Do końca życia miał szczegółowo pamiętać jak wtedy wyglądała, jaką nosiła sukienkę. A ponieważ Meksykanie mają iście … ułańską fantazję w zdobywaniu wybranek swojego serca pani Franciszka od pierwszego dnia pobytu w Santa Rosa była obdarowywana prezentami. Na początku nie wiedziała przez kogo. Później poznała przystojnego darczyńcę. A jeszcze później dowiedziała się, że niektóre z otrzymanych prezentów zakochany młodzieniec …. kradł własnej siostrze. Siostra miała najwyraźniej dobry gust bo i podarki i młodzieniec przypadły pani Frani do serca tak bardzo, że ślub odbył się jeszcze w tym samym roku.
Pani Franciszka urodziła 9 dzieci. Jest teraz bardzo kochaną seniorką wielkiego rodu.
W Meksyku Święta Bożego Narodzenia celebruje się od początku grudnia. 12 grudnia obchodzona jest rocznica objawienia Matki Boskiej z Guadelupe i w tym dniu wszystkie domy powinny być wysprzątane i pięknie bożonarodzeniowo przystrojone.
Córka pani Franciszki Peter gościła nas w okolicach 5 grudnia i uwierzcie mi nigdy w życiu nie widziałam tak wielu świątecznych dekoracji. Cały dom dosłownie toną w czerwieni. W ogródku, na sznurku wisiała garderoba Świętego Mikołaja oraz olbrzymi stanik dla Mikołajowej. Najwyraźniej w świętowaniu Meksykanie również prezentują ułańską fantazję.
Zostaliśmy poczęstowani czerwonym barszczem, co jest niewatpliwym dowodem na polskie korzenie rodziny. Jeden z prawnuków pani Franciszki przywitał nas w koszulce piłkarskiej reprezentacji polski i z radością powtarzał (po hiszpańsku), że jest Polakiem.