książka odcinek 6

1941/1942

30 lipca 1941 roku zostaje podpisany układ Sikorski –Majski przywracający stosunki dyplomatyczne między Polską i Związkiem Sowieckim. Układ przewidywał budowę armii polskiej na terenie ZSRR pod polskim dowództwem (późniejsza Armia Andersa) a także, w protokole dodatkowym Rosjanie gwarantowali „amnestię” dla obywateli polskich: więźniów politycznych i zesłańców przebywających na terenie ZSRR.

Od jesieni na terenie Kazachstanu i Powołoża formowana jest armia polska.

Uwolnieni zesłańcy ruszają do armii . Jedni aby zaciągnąć się i walczyć, inni (kobiety, dzieci) w oczekiwaniu pomocy. Wielu w drodze ku wolności ginie z głodu i chorób. Setki rodzin zostaje rozdzielonych.

Polacy poszukują oficerów, wziętych do niewoli przez sowietów. Stalin wyjaśnia Sikorskiemu, że „pewnie są w Mandżurii”.

Wiadomość o amnestii i tworzeniu się armii polskiej nie docierała automatycznie do wszystkich. Dużą rolę odegrali polscy emisariusze, którzy przemierzali setki kilometrów aby tą informację przekazać rodakom. Tym ludziom należy się olbrzymi szacunek, bo niejednokrotnie narażali własne zdrowie i życie. To między innymi dzięki ich poświęceniu Polakom udało się coś, czego Stalin na pewno się nie spodziewał: w ciągu kilku miesięcy stworzyli państwo w państwie. Bez własnego terytorium, z rządem na emigracji, bez środków finansowych potrafili w krótkim czasie doskonale się zorganizować. Jak grzyby po deszczu powstawały polskie delegatury, polskie sierocińce, polskie szkoły.  Celem radzieckiej amnestii było utworzenie polskiej armii do walki z Hitlerem i nie tylko sowieci ale i Brytyjczycy nie spodziewali się że za zdatnymi do służby mężczyznami podąży „dodatek”  w postaci  kobiet i dzieci.  Wojskowi wiedzieli, że nie mogą zostawić swoich bliskich na nieludzkiej ziemi.  Kto mógł rwał się do walki. Do polskiego wojska chcieli wstępować i 15 i 50- latki.  Najpierw trzeba było jednak uzyskać zgodę na wyjazd i zgromadzić środki na ten cel.  W sowchozach niechętnie pozbywano się  taniej siły roboczej. Sowieci zezwalali na ewakuację  osobom, które w 1939 r. zamieszkiwały polskie Kresy, tylko w sytuacji gdy należały do rodzin wojskowych. Jeżeli taka osoba nie miała polskiej narodowości, musiała udokumentować, że jest najbliższym krewnym żołnierza.

W praktyce wojskowi, podawali nazwiska obcych ludzi za swoich krewnych, a polscy urzędnicy przymykali oko na „zmianę tożsamości”. Czasami ludzie dzielili się swoimi dokumentami,

Alina oddała swoją legitymację pewnej żydowskiej dziewczynie. Pierwszeństwo w ewakuacji miały dzieci z sierocińca a w dalszej kolejności  rodziny wojskowych. Pozostałe osoby mogły wyjechać w miarę wolnych miejsc. Janina została w Pawłodarze.  Prawdopodobnie  uznała, że dzieci bez niej lepiej sobie poradzą. A może zabrakło środków? Nie mogła przewidzieć, że w ciągu kilku miesięcy jej status znów się zmieni.  Na akcie zawarcia małżeństwa Janiny i Teofila z 1920 r. zachowanym w domowym archiwum  widnieje zapis: wydano paszport tymczasowy 24 kwietnia 1942 r. Nr 515/42.

Można zatem przypuszczać, że Alina i Leszek   wyruszyli w drogę  do polskiej armii na  początku maja 1942 r a Janina początkowo zamierzała jechać z nimi.

Latem, 1942 r. dzieci docierają do Krasnowodzka. Następnie przez morze kaspijskie z tysiącami innych uchodźców przeprawiają się do portu w Pahlewi. Są wolni!

 

Rok 1942

Wiosną i latem 1942 roku armia polska opuszcza terytorium Związku Sowieckiego i udaje się do Iranu. Za nimi podążają tysiące polskich rodzin chcących za wszelką cenę opuścić „nieludzką ziemię”.

W Pahlevi, Teheranie i Isfahanie- gdzie powstały obozy dla uchodźców, malaria, tyfus i wycieńczenie długotrwałym głodem spowodowały, że dla wielu Polaków Persja stała się ostatnim etapem ich wędrówki.

Z chwilą przerzucenia polskiego wojska na front afrykański szukano dla cywilów miejsca położonego z dala od działań wojennych. Stany Zjednoczone odmówiły ich przyjęcia. Rząd angielski zaproponował ich przerzut drogą morską do państw Wspólnoty Brytyjskiej w tym: Indii, Nowej Zelandii i państw Afrykańskich: Rodezji, Kenii, Ugandy, Tanganiki.  Pod koniec grudnia pojawiła się możliwość wyjazdu do Meksyku.

Kiedy uchodźcy zeszli ze statku, większość z nich uklękła,  ucałowała perską ziemię a potem  zaczęła się modlić.  Niektórzy Brytyjczycy obserwując to zachowanie uznali, ze Polacy są fanatykami religijnymi. Nie rozumieli tego gestu.

Polacy opuścili sowiecką Rosję chorzy, wycieńczeni i zawszeni. Część po zbadaniu przez inspektorów sanitarnych od razu trafia do szpitala. Pozostali są dokładnie goleni a ich ubrania  rzucane na stosy i palone.  Po kąpieli otrzymują odzież pochodzącą z darów. Niektórzy wyglądają zabawnie, bo nie wszystko na wszystkich pasuje, ale sam fakt, że potrafią  śmiać się ze swojego wyglądu świadczy  o tym jak wielka zmiana zaszła w nich na wolności.

Z Pahlavi (dziś Bandar-e-Anzal), po odbyciu kwarantanny trafiają w okolice  Teheranu.  W miejscach postoju uchodźców tworzą się i stale powiększają „polskie” cmentarze. Tak jakby ludzie, którzy wyrwali się z nieludzkiej ziemi czuli, że tu wreszcie mogą odejść w spokoju.

Z jakiś powodów śmierć „na wolności” była uważana za lepszą niż „na nieludzkiej ziemi”.   Najgorsza, najstraszniejsza była śmierć w pociągach wiozących z Polski na zesłanie– bo wtedy nie było pogrzebu, nie było nawet modlitwy a ciała porzucano „w polu”. Źle było umrzeć na posiołku, zwłaszcza kiedy śmierć masowo zbierała swoje żniwo  i  nie było nikogo, kto by zadbał o krzyż i spamiętał, gdzie kto został pochowany.  Śmierć w Persji była „porządna”, bo organizowano pogrzeb i zapewnione było miejsce spoczynku „wśród swoich”.  Na przedmieściach Teheranu powstał polski cmentarz- Dulab. W kwaterze dziecięcej , liczącej 200 mogił na wielu grobach wpisano wyłącznie imię, bo nikt o zmarłych nic nie wiedział, poza tym, że są Polakami. Łącznie pochowano tam około 2000 osób, to największy polski cmentarz w Iranie.

Wiele osób chorowało i umierało z przejedzenia, bo ich żołądki przywykłe do długotrwałego głodu nie były w stanie strawić pełnowartościowego,  często tłustego pożywienia (baraniny).

Alina i Leszek rozdzielają się. Alina, chora na tyfus, trafia do szpitala. Leszek zaciąga się do polskiego wojska.

 

Rok 1943

15 stycznia 1943 r. Rada Komisarzy Ludowych ZSRR podejmuje decyzję o paszportyzacji osób posiadających obywatelstwo polskie, które w dniach 1 i 2 listopada 1939 znajdowały się na obszarach przyłączonych wówczas do ZSRR. W praktyce oznacza to narzucenie radzieckiego obywatelstwa tym osobom. 

13 kwietnia 1943 roku niemieckie radio podało wiadomość o odnalezieniu grobów  12 tys. polskich oficerów w lasku katyńskim koło Smoleńska, kiedy polski rząd zwrócił się do Międzynarodowego  Czerwonego Krzyża  z prośbą o wyjaśnienie,  Kreml zerwał z nim  stosunki dyplomatyczne.

W Rosji zamknięto polskie placówki opiekuńcze, zakazano dalszego werbunku do polskiej armii.

Przywódcy Wielkiej Brytanii i USA obawiając się, że Stalin może podpisać układ pokojowy z Hitlerem, doceniając zasoby ludzkie i potencjał gospodarczy Sowietów  w wojnie , ukrywają prawdę o Katyniu.

 

Janina odważnie odrzuca „propozycję” przyjęcia paszportu .

Namawia znajomych Polaków, aby oni również nie przyjmowali sowieckiego obywatelstwa.

Po latach, już w Polsce, Alina ma za złe matce, że swoim uporem narażała siebie i innych. Dzieci, których matki również zostały skazane, trafiają do sowieckich domów dziecka . To właśnie zarzuca Alina swojej matce: zbyt wysoką ceną za patriotyzm jest rozdzielenie rodziny, często już na zawsze. Tym bardziej, że najgorsze konsekwencje ponosiły dzieci.

Namawianie przez NKWD do przyjęcia sowieckiego paszportu odbywa się początkowo w atmosferze życzliwości. Jeden z argumentów, które słyszy Janina to, że „ ma córkę stachanowkę” więc to wstyd żeby ona, matka stachanowki demonstrowała tak antysowiecką postawę.

 

Później następuje tłumaczenie:

„Czy wy nie rozumiecie, że Polski nie ma i nigdy nie będzie! Wasze myślenie o tym, że  wrócicie do Polski jest tak głupie, jak byście myśleli, że możecie chodzić po ścianach!”

Janina odpowiada:  No, faktycznie dla mnie starej chodzenie po ścianach jest raczej niemożliwe, ale dla młodego akrobaty  to właściwie  nic takiego ( „dla fiskulturnika eto niczego”)

Wsadzają ją do aresztu. Naczelnik więzienia to wyjątkowe bydle -lubi się znęcać. Zamyka ludzi w malutkim pomieszczeniu,  tak że nie mogą ani stać ani siedzieć. Potem dręczy ich na przesłuchaniu : grozi, zastrasza, krzyczy. Janina  się go nie boi. Procentuje doświadczenie zdobyte w szpitalu dla umysłowo chorych- ataki szału nie robią na niej wrażenia, wyobraża sobie, że jest on kolejnym pacjentem. Tyle, ze najmniej kulturalnym.

Kiedy  ją wyzywa (a repertuar miał ponoć przebogaty), opowiada co myśli o  Polakach i Polsce Janina milczy. Dopiero na koniec, kiedy krzyknął  do niej : Won! Janina mówi pierwsze i jedyne zdanie:  ( po rosyjsku, bo znała ten język doskonale): „ Towarzyszu naczelniku, a moglibyście to wszystko  jeszcze raz  powtórzyć, bo ja niczego z tego, co mówiliście,  nie zrozumiałam!”

Co ciekawe „towarzysz naczelnik” już więcej na przesłuchanie jej nie wezwał. Janina  podkreślała  że ryzykowała wyłącznie własnym zdrowiem. Wiedziała, ze dzieci nie wpadną już w łapy NKWD, mogła mówić co chciała. Wielu ludzi załamywało się pod wpływem strachu o najbliższych. Jeśli ktoś poznał ból po stracie członka rodziny robił wszystko aby ratować tych, którzy mu pozostali.

Sąd ludowy, w skład którego weszli:  kucharka, kierowca i Kirgiska skazał ją na  dwa i pół roku pracy w kopalni,  w okolicach Karagandy. Za odmowę przyjęcia sowieckiego paszportu wyrok  byłby niższy  ale dołożyli jej za tą agitację.

Kirgizkę Janina nazywała „Bemelejde”- co oznacza  „rozumiem”. Kobieta nie znała języka rosyjskiego, w którym odbywał się „proces” i cały czas powtarzała tylko : „bemelejde, bemelejde”. Prawdopodobnie nie miała pojęcia w czym uczestniczy . Kazali skazać, to skazała. Oskarżała władza radziecka więc wyrok nie mógł być inny.

W kopalni  Janina spotyka się  z najgorszymi zbrodniarkami: morderczyniami, dzieciobójczyniami, wielokrotnie karanymi.  Dręczą ją, biją, molestują.

Pewnego dnia jedna z nich zachorowała. Nikt nie umiał a może nie chciał jej pomóc. Towarzyszki już walczyły między sobą o  podział władzy.  Janina  zdiagnozowała chorobę. Co więcej, pomogła tej kobiecie dostać się do szpitala. Po wyzdrowieniu  dawna prześladowczyni Janiny szybko wróciła do sił i władzy. Odwdzięcza się tak jak umie: chroni Janinę,  częstuje ja papierosami, zmusza inne więźniarki do pracy za nią. Podkreśla, że jest jej jedyną prawdziwą przyjaciółką.

Janina nie uważa ich wzajemnych relacji za przyjaźń, ale docenia tą wdzięczność bo jej sytuacja radykalnie się zmienia. Bardzo awansuje w więziennej hierarchii. Już nikt nie ośmiela się jej dotknąć.

Nie trwa to jednak długo – Janina  choruje, trafia do szpitala. Pewnej nocy śni jej się, że na niebie pojawiła się wielka księga, a w niej ktoś cyrylicą napisał po rosyjsku :” u ciebie jest rak”.

Rano opowiada o tym pielęgniarce.  Ta najpierw  bagatelizuje całe zdarzenie : „mało ci jednej choroby, ma ci się jeszcze rak przyplątać”, ale później dzieli się ta opowieścią z wizytującym szpital lekarzem. W międzyczasie Janina, której sen nie daje spokoju, wyczuwa w piersi spory guzek.

Lekarzem wizytującym szpital jest profesor Gonczarow, rosyjski Żyd, wielka sława, przez kilka lat więzień, po odbyciu kary pozostał na zesłaniu. Bada Janinę  i mówi: „ Będzie dobrze!  Jak zrobimy operację, masz 90% szans, że wyzdrowiejesz jak nie zrobimy– to tyle samo, że szybko umrzesz”.

Warunki w szpitalu są tragiczne, ale Janina poddaje się operacji. Wiele lat później, już w Polsce , pewien badający ją lekarz jest zachwycony „mistrzowskim cięciem” i namawia Janinę aby zgodziła się pokazać bliznę pooperacyjną studentom medycyny ze Szczecińskiej  Akademii Medycznej jednak ona nie ma ochoty wyjaśniać,  gdzie i kiedy został wykonany zabieg.

Po operacji Janina  pracuje w szpitalu. Jest to bardzo dobra praca, w cieple. Pewnego dnia na oddział przywieziono Kazacha. Strasznie cierpiał. Dyżurujący lekarz nakazuje Janinie, żeby  zrobiła pacjentowi gorące okłady na brzuch. Jednak ona  wypytuje chorego o wszystkie objawy. Jest przekonana, że to zapalenie wyrostka.  Chce zawiadomić lekarza, ale ten zaszył się gdzieś i (jak to często bywało) pił.  Janina odszukuje innego lekarza, który natychmiast kieruje pacjenta na stół i wycina wyrostek.

W szpitalu szerzy się plotka, że” Ruski chciał zabić Kazacha, a Polka go uratowała”. Lekarz prowadzący wezwał Janinę i pyta dlaczego nie wykonała jego polecenia.  Kiedy tłumaczy mu, jakie miała wątpliwości wyrzuca ją z pracy kwitując: „jak ja ci kazałem zrobić gorące okłady, to trzeba był je zrobić, nawet gdyby Kazach miał od nich zdechnąć.  A  jak ci się zachciało ratować Kazacha, to teraz sama zdychaj”.

Nowe zajęcie Janiny to praca przy wyrębie lasu. Janina nie radzi sobie z wysiłkiem fizycznym i przejmującym zimnem. Jest na skraju wytrzymałości.  Po kilku dniach   zostaje wezwana (wraz z kobietą, która była w jej brygadzie) do naczelnika. Takie wezwanie mogło  oznaczać wyłącznie kłopoty. Zdaniem Janiny najlepszym sposobem na przetrwanie było tak  żyć i pracować, żeby nie być  zauważanym przez władze. Pod żadnym pozorem nie rzucać się w oczy – to była jej dewiza.

Pierwsza weszła znajoma Janiny. W pokoju siedziało dwóch mężczyzn, którzy zadali jej jedno pytanie :

– A robota u was jest ? ( czy macie pracę?)

– Jest

-No to haraszo ( to dobrze).

 

I kazali jej wyjść i zawołać koleżankę. Zdążyła tylko szepnąć Janinie o co pytali.

 

Kiedy weszła Janina usłyszała to samo :

– A robota u was jest?

 – Jest…. 

-No to haraszo …

 

A potem padły  kolejne pytania: gdzie pracowała wcześniej?  Dlaczego już  nie pracuje w szpitalu? Czy pamięta jak do szpitala przywieźli Kazacha?

Janina zdawała sobie sprawę, że oni znają odpowiedź na każde zadawane pytanie. Temu co jest oczywiste (np.: gdzie pracowała wcześniej) nie może zaprzeczać ale  na wszelki wypadek zasłania się niepamięcią i wypiera się znajomości z Kazachem: „nie zna, nie wie, nie pamięta, pacjentów było wielu”.

Po kilku minutach tego przesłuchania jeden z nich uśmiecha się przyjaźnie i  ją uspakaja: „Kazach Was szuka, bo chce się odwdzięczyć. ”  Okazało się, że  brat uratowanego Kazacha jest jakimś wysoko postawionym funkcjonariuszem i postanowił jej pomóc.

Przenieśli ją do pracy w dużo lepszych warunkach, mimo, że do końca powtarzała, że nie wie o co im chodzi.

Powód dla którego Janina została wezwana z jeszcze jedną kobieta  okazał się prosty : skoro były tam obie, jedna mogła świadczyć o drugiej że nie poszła do naczelnika po to by donosić. Przyjaciele owego Kazacha doskonale znając miejscowe stosunki pomyśleli nawet o tym.

 

I kolejna historia:

Pewnego dnia  podszedł do niej nieznajomy mężczyzna i zapytał po rosyjsku: „Ty Polka?”

Janina nie chce rozmawiać z obcym. Udaje że nie słyszy.  Odchodzi. On idzie za nią i znowu pyta: „Ty Polka?”

Nieufnie, przygotowana na  atak z jego strony odpowiada – „ da (tak)”.

Wtedy mężczyzna rzuca się w jej stronę i  mocno się do niej przytula krzycząc : „Mama, mama”. Dopiero po chwili dociera do niej sens jego słów. Przygląda się i rozpoznaje: To jej najstarszy syn, Jurek. Wypatrzył ją po płaszczu, który miała jeszcze z Polski. Zmieniła się tak, że po sylwetce, czy twarzy  nie mógłby  jej rozpoznać. Widzieli się bardzo krótko, z jakiś nieznanych powodów Janina tłumaczyła świadkom tej sceny, że to jej  chrzestny syn , nie rodzony.

Jurek przekazał matce informację, że teraz nazywa się Malinowski. Po powrocie do Polski Janina wie, że przez  czerwony krzyż musi szukać Malinowskiego, nie Srzedzińskiego.

 

W płaszczu Janina ma zaszyty obrazek Czarnej Madonny, do której przez cały pobyt na zesłaniu modli się o jedno: aby dożyła chwili, w której cała rodzina wspólnie zasiądzie razem do stołu – w Polsce.

Jej modlitwy zostały wysłuchane.

Wiosną 1946 roku opuściła terytorium ZSRR. Po sześciu latach pobytu. Na spotkanie z wszystkim bliskimi musiała czekać jeszcze ponad dwa lata.

 

Dodaj swój komentarz

komentarz(y)